Zdarzyło mi się w ostatni weekend oglądnąć cztery filmy. Jeden amerykański i trzy polskie. I choć stereotypowo wydawałoby się, że ten pierwszy będzie świetny a pozostałe słabe (bo przecież jak mówią nie ma dobrego polskiego kina) - było dokładnie odwrotnie. Tak mi się trafiło.
Nad tym amerykańskim nie będę się więc rozpisywał, bo nie warto. Nudna i nieśmieszna komedia z rzekomą głębią psychologiczną (aż 8 nominacji do Oskara!) nakręcona na podstawie głośnej ostatnio książki „Poradnik pozytywnego myślenia" i o takim właśnie tytule obejrzana została przeze mnie do końca tylko dlatego, że nie znalazłem wyjścia z sali (nienawidzę tych multipleksów), a nie chciałem błądzić po kinie przeszkadzając innym.
Natomiast wszystkie trzy pozycje polskie to naprawdę dobre kino. No, może „Yuma” opowiadająca o Polakach okradających niemieckie sklepy w latach 80-tych jest nieco kiczowata i słabuje szczególnie w końcówce. Ale jednak coś mnie urzekło w tym filmie i nie przekreśliłem go.
Za to „Lęk wysokości” i „Wymyk” to już filmy po których oglądnięciu nie można pozostać bez jakiejkolwiek refleksji. Szczególnie polecam – głównie chłopakom – „Wymyk”, historię mężczyzny, który musi zmierzyć się z własnym strachem. To piękny film o odwadze, lęku i odpowiedzialności. Natomiast „Lęk wysokości” otwiera nam szerokie pole do własnych interpretacji przedstawionych na ekranie zdarzeń, własnych refleksji na temat życia, miłości i wartości które są ważne w życiu. No i ten Dorociński. Jak zwykle wielki.